Czasem, kiedy przychodzi do mnie para, nie słyszę wrogości typowej dla dialogu „Znaleźć winnego” ani gwałtownego rytmu „Polki protestacyjnej”. Słyszę martwą ciszę. Jeśli związek jest tańcem, w tym przypadku oboje partnerzy podpierają ściany. Wygląda to tak, jakby na niczym im nie zależało; nikt nie jest zaangażowany w taniec. Tyle tylko, że napięcie wisi w powietrzu, a na twarzach maluje się ból. Teoretycy emocji mówią nam, że możemy próbować tłumić nasze emocje, ale to nie działa. Jak zauważył Freud, wydostają się one z nas każdym porem. Widzę, że oboje partnerzy są zamknięci w chłodnym odruchu defensywy i zaprzeczenia. Oboje znajdują się w trybie samoobrony, starając się zachowywać, jakby nic nie czuli i niczego nie potrzebowali.
To taniec „Zastygnąć i uciekać”, który często ewoluuje z „Polki protestu”. Oto co się dzieje, kiedy domagający się, krytyczny partner poddaje się, przestaje szukać uwagi małżonka i milknie. Kiedy ten cykl dobiegnie końca, agresywny partner odbędzie żałobę nad związkiem, a następnie zdystansuje się i odejdzie. W tym momencie partnerzy zazwyczaj są dla siebie bardzo uprzejmi, współpracują ze sobą w sprawach pragmatycznych, ale jeśli nic nie zrobią, związek dobiegnie końca. Czasem partner, który dotąd był wycofany, dostrzega wreszcie, że chociaż wydaje się, iż jest spokojnie, teraz brakuje już jakiejkolwiek emocjonalnej więzi – czy to pozytywnej, czy negatywnej. Ten partner często zgadza się wtedy poszukać terapeuty lub przeczytać książkę taką jak ta.
Skrajne dystansowanie się tańca „Zastygnąć i uciekać” to reakcja na utratę więzi i poczucie bezradności, które towarzyszy próbom odnalezienia jej na nowo. Jeden partner opowiada zazwyczaj o pogoni za drugim, o swoim proteście przeciwko brakowi więzi i samotnej żałobie. Ten partner opisuje siebie jako niezdolnego obecnie do uczuć, „zamrożonego”.
Drugi partner uwięziony jest w poczuciu wycofania, które stało się dla niego domyślną opcją, i próbuje zaprzeczać rozwijającemu się dystansowi.
Nikt do nikogo nie wyciąga ręki. Nikt nie podejmuje ryzyka. Nie ma żadnego tańca.
Jeśli para nie otrzyma pomocy i taka sytuacja będzie trwała, w pewnym momencie nie będzie już żadnego sposobu na odnowienie zaufania i uratowanie umierającego związku. Wtedy cykl „Zastygnąć i uciekać” doprowadzi do końca relacji.
Prawdziwy problem z cyklem „Zastygnąć i uciekać” stanowi bezradność, która mu towarzyszy.
Oboje partnerzy uznali, że ich trudności tkwią w nich samych, w ich wrodzonych wadach. Naturalną reakcją jest chowanie się, ukrycie swojego niezasługującego na miłość „ja”. Pamiętajmy, że kluczową częścią perspektywy przywiązania jest fakt, że przeglądamy się w oczach naszych najbliższych. Nie istnieje ważniejsza informacja w codziennym kształtowaniu naszej tożsamości. Ci, których kochamy, są naszym lustrem. Kiedy zaglądamy w ich przeszłość, oboje często mówią o dorastaniu w chłodnych, racjonalnych rodzinach, w których normą był emocjonalny dystans. Kiedy czuli się emocjonalnie odłączeni, automatycznie wycofywali się i zaprzeczali swoim potrzebom bliskości.
Te sposoby radzenia sobie z emocjami i potrzebami stają się dla nas „domyślne”; same „dzieją się” tak szybko, że nie mamy świadomości, iż dokonujemy jakiegoś wyboru. Kiedy jednak dostrzeżemy, jak zmuszają nas one do samobójczych tańców z naszymi kochankami, możemy je zmienić. Nie stanowią one nieodłącznych części naszej osobowości i nie potrzebujemy wielu lat terapii i wglądu w siebie, żeby je przekształcić
.Nowy początek ma szansę się pojawić, kiedy zdajemy sobie sprawę, że sami tworzymy pułapkę, w której się znaleźliśmy, sami pozbawiamy się miłości, której nam potrzeba. Silne więzi wyrastają z postanowienia, że spirala rozłączenia i taniec rozpaczy zostaną wreszcie przerwane.
Napisz do mnie wyślę Ci materiały do tej pracy.
Zapraszam na warsztat dla Akademia Bliskości pary, które chcą nauczyć się jak w dobrym, bezpiecznym klimacie rozmawiać i rozwiązywać problemy w relacji i we wspólnym życiu.